Słowa
młodego Malfoya wprowadziły niemałe zamieszanie. Sędziowie patrzyli po sobie, a
publiczność komentowała szeptem żądanie Dracona.
Minister
Magii Kingsley Shacklebolt wstał ze swojego miejsca, czym skutecznie uciszył
wszystkich obecnych.
—
Zgodnie z Prawem Czarodziejów, oskarżonym w sprawie przysługuje możliwość
zeznań pod wpływem Eliksiru Prawdy tylko wtedy, jeżeli wyrazi na to zgodę
Minister Magii oraz przewodniczący rozprawy. Ja się zgadzam.
Po tych
słowach czarnoskóry czarodziej usiadł na miejsce. Mafalda Hopkirk po raz
kolejny skierowała skupiony wzrok na więźnia.
Draco wpatrywał się w nią z mocą.
—
Dobrze — zgodziła się Mafalda — podajcie mu veritaserum.
Na te
słowa Brightwood prychnął ze złością, a po obecnych na sali poniósł się pomruk zdziwienia.
Z pomieszczenia znajdującego się
obok sali rozpraw wyszła wysoka brązowowłosa czarownica w karmazynowych
szatach. W dłoniach trzymała niewielką fiolkę z przezroczystym, bezwonnym
płynem. Pewnym ruchem różdżki rozkuła młodego Malfoya, po czym wcisnęła mu w
ręce odkorkowaną buteleczkę.
— Trzy
krople — nakazała donośnym głosem.
Malfoy przyłożył fiolkę do ust i przechylił.
Wzdrygnął się czując cierpki smak eliksiru. Oddał resztę czarownicy, która
natychmiast zniknęła za drzwiami swojego
gabinetu.
Postawny,
ciemnowłosy czarodziej siedzący w pierwszym rzędzie, wstał z miejsca i podszedł
do Dracona.
— Szef
Biura Aurorów, Gawain Robards. — Przedstawił się. — Twoje imię i nazwisko?
— Draco
Lucjusz Malfoy — odpowiedział chłopak szybko.
—Czy
podczas Drugiej Wojny Czarodziejów służyłeś w szeregach Czarnego Pana?
— Tak.
— Z
własnej woli?
— Nie.
—
Dlaczego więc postanowiłeś mu służyć?
—
Początkowo zmusił mnie do tego mój ojciec. Po odrodzeniu się Voldemorta przestraszył się konsekwencji swojego
wcześniejszego przejścia na dobrą stronę. Postanowił zrobić wszystko, aby
odzyskać zaufania Czarnego Pana. Nakazał więc mnie i mojej matce wykonywać
każdy rozkaz, jaki tylko wyda Voldemort.
—
Dlaczego nie powiedziałeś o tym nikomu? Na przykład dyrektorowi Hogwartu?
— Nie
jestem głupi. Wiem, że gdybym tylko wyznał prawdę, Voldemort natychmiast by nas
zabił.
— Jakiego rodzaju rozkazy
wykonywałeś?
— Robiłem wszystko, żeby
zabić Albusa Dumbledore’a. Później głównie dostarczałem więźniów Czarnemu Panu
i pilnowałem ich.
— Czy zabiłeś kogoś na jego
rozkaz?
— Zabiłem, ale nie dla niego.
Robards zmarszczył brwi, nie
rozumiejąc, o czym mówi Malfoy.
— Co masz na myśli?
— Zabiłem Bruno Jugsona,
śmierciożercę — odpowiedział chłopak.
Okrzyki
niedowierzania przetoczyły się przez obecnych na sali.
— Jak do
tego doszło? — zapytał auror, któremu zdziwienie niemal odebrało mowę.
—
Podczas Bitwy o Hogwart odłączyłem się od Śmierciożerców. Chciałem poszukać
rodziców i jak najszybciej się stamtąd wynieść, miałem dosyć. W pewnym momencie
trafiłem na Jugsona. Szedłem za nim, widziałem, że się na kogoś zakrada. Kiedy
podszedłem bliżej, już celował w plecy Granger. Razem z Weasleyem wchodzili
wtedy do toalety na drugim piętrze. Nie chciałem, żeby Jugson im zaszkodził,
więc zabiłem go z ukrycia.
— Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie chciałeś, żeby im zaszkodził? — dopytywał
się z niedowierzaniem Robards.
— Już
mówiłem, miałem tego dosyć. To nie była moja wojna. Chciałem, żeby ten koszmar
się skończył. Wiedziałem, że Granger i Weasley są potrzebni Potterowi do jego
tajnej misji, o której celu i tak wiedział każdy — blondyn nawet pod wpływem
silnego eliksiru nie mógł oszczędzić sobie dawki ironii.
— Gdyby
Jugson ich zabił, wojna trwała by do dzisiaj — kontynuował — byli potrzebni, a ja… miałem dosyć.
TRZY
LATA PÓŹNIEJ
Siedemnasty lipca był, jak na
Londyn, parnym dniem. Wilgoć wisząca w powietrzu potęgowała uczucie duszności.
Podczas gdy innym lepkie od potu kosmyki włosów przyklejały się do czoła,
Hermiona Granger triumfowała. Oto właśnie minął miesiąc, od kiedy zdecydowała
się na radykalne cięcie – dosłownie i w przenośni.
Trzydzieści
dni wcześniej pozbyła się ze swojego życia burzy brązowych loków oraz rudej
czupryny i piegowatego nosa. To ostatnie, co prawda nie do końca zniknęło, ale
na pewno zmieniło swoje miejsce.
Ronald Weasley, bo mowa tu
oczywiście o tym właścicielu rudej głowy i niezliczonej ilości piegów, nie był
osobą, z którą łatwo było się rozstać. Błaganie na kolanach, setki miłosnych
listów, awantury, a nawet próba szantażu – to tylko niektóre elementy z
po-zerwaniowego arsenału Rona. Żadne z nich nie robiło jednak na Hermionie
wrażenia z prostego powodu – dziewczyna była absolutnie pewna swojej decyzji.
Niewiele można było jej zarzucić, a już z pewnością brak rozsądku. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że
pewne rzeczy mogą nieść za sobą przykre konsekwencje, dlatego decyzję o
zerwaniu, jak zresztą każdą inną, poddała skrzętnej analizie. Mówiąc skrzętnej,
mamy tu na myśli skrupulatne wypisanie długiej listy „za” i „przeciw”,
dosłownie. Dlatego teraz Hermiona Granger przemierzała skąpane w słońcu ulice
Londynu z uniesioną wysoko, krótko ostrzyżoną głową i dumnym uśmiechem na
ustach. Wszystko miało się ułożyć, była tego pewna.
***
Zapadł wieczór, w oddali słychać
było odgłosy nadciągającej burzy, a Draco Malfoy miał nieodparte wrażenie, że
ktoś go obserwuje. Dyskretnie rozejrzał się dokoła, po czym mrużąc oczy
przyjrzał się ciemnej ścianie lasu po swojej prawej stronie, lecz nie zauważył
niczego podejrzanego. Odganiając niepokój niczym natrętną muchę, skierował
swoje kroki ku bramie Malfoy Manor. Nagle jednak usłyszał świst powietrza i tuż
nad jego uchem przeleciał zielony promień. Śmiertelne
zaklęcie.
Niewiele myśląc, blondyn wyjął
różdżkę i rzucił klątwę w kierunku, z którego posłana została poprzednia. Kiedy
mrok rozświetliły kolejne zaklęcia, Malfoy dojrzał trzy zakapturzone postaci
zmierzające w jego stronę.
— Desperaci, atakujecie mnie już nawet pod domem mojej matki?! — krzyknął w ich
stronę, jednocześnie unikając wielobarwnych snopów posyłanych z lasu. W
odpowiedzi usłyszał tylko szyderczy śmiech i dostrzegł więcej zielonego
światła. Nie dało się zaprzeczyć, że napastnicy mieli tylko jeden cel i
bynajmniej nie było nim potraktowanie blondyna Drętwotą.
Draco Malfoy nie miał zamiaru ginąć
tamtej nocy, a już tym bardziej dopuścić do tego, by jego matka dojrzała
swojego jedynego syna, walczącego z zakapturzonymi czarodziejami, tuż pod jej
oknem. Dlatego nie zastanawiając się wiele, uniósł nieco różdżkę i teleportował
się w pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy.
***
Hermiona uwielbiała prowadzić.
Jazda, zwłaszcza długa, była idealną okazją do przemyśleń, a Granger
potrzebowała wiele czasu na oddanie się refleksjom. Również tamtego burzowego
wieczoru, kiedy deszcz zacinał w szyby, a z głośników sączył się anielski głos
Celestyny Warbeck, dziewczyna głęboko rozmyślała. Tym razem głowę zaprzątała
jej sprawa nadchodzącego stażu w Departamencie Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów. Był on spełnieniem jej marzeń, a dostanie się na niego graniczyło
z cudem. Co nie znaczyło, że miała z tym jakiś kłopot – jako właścicielka
jednego z najlepszych świadectw ukończenia Hogwartu od lat, Hermiona mogła, co
najwyżej, martwić się o to, co założy na swój pierwszy dzień w pracy. Nie
byłaby jednak sobą, gdyby nie zadręczała się myślami.
Co jeśli nie okaże się dostatecznie
dobra, by pod koniec stażu dostać się do piątki szczęśliwców mogących
kontynuować pracę w departamencie? Kiedy tylko o tym myślała przechodził ją
dreszcz, a żołądek podchodził jej do ściśniętego strachem gardła. Tak było i
wtedy, kiedy jechała skąpanymi w strugach deszczu leśnymi drogami pod Londynem,
myślami będąc w zupełnie innym miejscu, niż powinna.
Nagle, wyjeżdżając zza zakrętu zauważyła czarny cień, który pojawił się jak gdyby znikąd na samym środku śliskiej szosy. Przerażona zareagowała gwałtownie – wcisnęła hamulec najmocniej, jak mogła, przez co samochodem zarzuciło i skierowało go z ogromną prędkością w stronę przydrożnych drzew. Hermiona szarpnęła kierownicą, ostatkiem sił próbując przywrócić auto na drogę. Na nic się to jednak zdało. Zablokowane opony piszczały, mknąc po mokrym gruncie wprost w stronę wielkiego dębu. Każda magiczna formułka czy ratujące z opresji zaklęcie wypadły dziewczynie z głowy. Nie miała nawet chwili na jakąkolwiek myśl, refleksję. Ostatnią rzeczą, którą ujrzała, był rosnący gwałtownie obraz ciemnozielonego, błyszczącego w świetle reflektorów, rozłożystego drzewa. Potem usłyszała huk i wokół zapadła ciemność.
Nagle, wyjeżdżając zza zakrętu zauważyła czarny cień, który pojawił się jak gdyby znikąd na samym środku śliskiej szosy. Przerażona zareagowała gwałtownie – wcisnęła hamulec najmocniej, jak mogła, przez co samochodem zarzuciło i skierowało go z ogromną prędkością w stronę przydrożnych drzew. Hermiona szarpnęła kierownicą, ostatkiem sił próbując przywrócić auto na drogę. Na nic się to jednak zdało. Zablokowane opony piszczały, mknąc po mokrym gruncie wprost w stronę wielkiego dębu. Każda magiczna formułka czy ratujące z opresji zaklęcie wypadły dziewczynie z głowy. Nie miała nawet chwili na jakąkolwiek myśl, refleksję. Ostatnią rzeczą, którą ujrzała, był rosnący gwałtownie obraz ciemnozielonego, błyszczącego w świetle reflektorów, rozłożystego drzewa. Potem usłyszała huk i wokół zapadła ciemność.
***
Wszystko wydarzyło się stanowczo
zbyt szybko. Ułamek sekundy wcześniej potężna siła aportacji przeniosła go na
środek skąpanej w deszczu jezdni, a już po chwili słyszał pisk opon i
przeraźliwy huk auta uderzającego w drzewo. Malfoy wstał, niezdarnie otrzepując
szatę z wody i błota. Deszcz spływał mu strugami po twarzy i karku, jednak
blondyn nie zwracał na to uwagi. Patrzył właśnie na wrak samochodu, niemalże
owiniętego wokół wielkiego dębu. Spod maski auta wydobywały się kłęby dymu, a
jeden z reflektorów migał wściekle.
Chłopak przeklął siarczyście pod
nosem. Pechowy dzień. Pechowy deszcz. Stał tak chwilę, moknąc i klnąc,
zastanawiając się, co zrobić. Nie był jakimś miłosiernym samarytaninem, żeby
ratować ludzi z opresji. Zresztą, ten głupi kierowca sam sobie był winien, że
nie zareagował na czas. A gdyby to sarna lub jakieś inne dzikie zwierzę
wybiegło mu przed maskę? Malfoy aż zaśmiał się na swoje absurdalne myśli.
Decyzja o teleportowaniu się na środek uczęszczanej drogi, też nie czyniła z
niego mądrego i odpowiedzialnego człowieka.
Za to rozsądnym posunięciem byłoby na przykład, deportowanie się do ciepłego i
przytulnego mieszkania, gdzie mógłby odpocząć i zapomnieć o tym felernym dniu.
Nie wiedzieć dlaczego, całkowicie
przeciwnie do swoich myśli, Malfoy skierował kroki ku otoczonemu gęstym dymem
samochodowi. Rzec, że sam się sobie dziwił, byłoby niedomówieniem. On nie miał
pojęcia, co robił. Jednak czasem już tak jest, że decyzje podejmuje za nas
jakaś nieokreślona, tajemnicza siła. Postępujemy kompletnie wbrew sobie i
robimy coś absolutnie przeciwnego, do tego, co pierwotnie zamierzyliśmy.
Tak było i tym razem. Draco szedł szybkim
krokiem, mrużąc oczy w zacinającym deszczu. Kiedy dotarł do rozbitego auta, omiótł
spojrzeniem tył samochodu. Nikogo tam nie dostrzegł, obszedł więc wrak i
zajrzał przez przednią, teraz już wybitą szybę. Ujrzał postać, którą siła
uderzenia bezwładnie rzuciła na kierownicę. Szczęście w nieszczęściu – zderzenie
z drzewem było na tyle silne, że uruchomiło poduszki powietrzne. Draco otworzył
lekko drzwi, ciesząc się w duchu, że nie zostały zablokowane. Przy bliższych
oględzinach dostrzegł, że kierowcą była kobieta. Brązowe, krótko obcięte loki
sklejone miała od krwi i deszczu, który wlewał się do wnętrza auta przez wybite
szyby. Coś w profilu twarzy lub może linii
żuchwy podpowiedziało Malfoyowi, że już kiedyś spotkał tę dziewczynę.
Nie mogąc pozbyć się tego dziwnego wrażenia, chłopak potrząsnął lekko jej
ramieniem.
— Halo! Obudź się! — Nieudolnie próbował ją wybudzić, kompletnie nie wiedząc, co innego zrobić w tej sytuacji.
— Słyszysz?
— Spróbował kolejny raz. — No, dalej. Otwórz oczy!
Tym razem się udało. Jak na
zawołanie dziewczyna poruszyła się lekko, uchylając powieki. Cichy jęk wydobył
się spomiędzy jej spuchniętych warg. Uniosła głowę o kilka centymetrów i
spojrzała na blondyna. Zamglone spojrzenie brązowych oczu powiedziało Malfoyowi
wszystko. Zduszony okrzyk opuścił jego usta, kiedy zdał sobie sprawę, kim jest osoba
przed nim.
—
Granger?! — wydusił. Dziewczyna skrzywiła się lekko, po czym zamknęła oczy, a
jej głowa znów opadła na poduszkę. Zemdlała.
…betowała
Patt
Drugi rozdział
Hello już za nami!
Mam
nadzieję, że takie rozwinięcie akcji przypadło Wam do gustu.
Po raz
kolejny proszę o rady i opinie.
Pozdrawiam
i do zobaczenia przy trzecim rozdziale! J
p.s.
Zapraszam do działu music, tam trochę ciekawych inspiracji muzycznych.
O rety!
OdpowiedzUsuńWchodzę i co paczam moim oczom? Po prostu fenonen. podczas, gdy ja osobiście leżę i kwiczę pod względem stylistycznym u Ciebie aż auu... i to z wielkiej litery. Naprawdę nie spodziewałam się tego. Przeczytałam i czytam dużo opowiadań dramione i sama wiem jak ciężko się odnaleźć i stworzyć coś nowego. Ty jak widzę niemiałaś z tym problemów. Na początek wspaniała historia Draco Malfoya. Uwielbiam go i po dziś dzień mam do niego słabość. Wspaniale pokazałaś jego historię. To w jaki sposób stał się Śmieciożercą i tę późneijszą. Podobnie również sprawa ma się z Ronem. Pokazałas go zupełnie inaczej niż przywykłam (lubię wrednego Rona) i mimo wszystko mi się podoba. Naprawdę jestem pod dużym, dużym wrażeniem.
www.storyline-dramione.blogspot.com
Czekałam, czekałam i się doczekałam. Hmm.. Takiego obrotu akcji bym się nie spodziewała. Zaskakujesz. Bardzo wciągający rozdział. Aż mam ochotę wcisnąć "nowszy post".. a tu nic. Dlatego niecierpliwie czekam na następną część twojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
Oh! Cudo, po prostu cuuudo! Naprawdę takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Na początku Draco i jego poruszająca historia, potem ten wypadek. Mega! :D
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział, który miejmy nadzieję niebawem się pojawi i życzę dużo weny :)).
Ah Twojego bloga również dodałam do polecanych!
Pozdrawiam, Scarlett
www.sami-sobie.blogspot.com
Blog został dodany do Katalogu Euforia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, taasteful. ♥
Przyszłam się reklamować… I zostałam. Ani trochę nie żałuję.
OdpowiedzUsuń"Trzydzieści dni wcześniej pozbyła się ze swojego życia burzy brązowych loków oraz rudej czupryny i piegowatego nosa. To ostatnie, co prawda nie do końca zniknęło, ale na pewno zmieniło swoje miejsce." - Chyba ciut nie rozumiem… Że nos zmienił swoje miejsce? Musisz mi to koniecznie wyjaśnić. ;)
"(…)po czym mrużąc oczy przyjrzał się ciemnej ścianie lasu po swojej prawej stronie lecz nie zauważył niczego podejrzanego." - Ja sama nie jestem mistrzem interpunkcji, ale czy przed "lecz" nie powinien pojawić się przecinek?
Poza tym wszystko pięknie. Szczególnie ostatnia scena. Zszokowany Malfoy i tracąca przytomność Hermiona byli… uroczy. Słowo kompletnie nie pasujące do sytuacji, ale tak to odbieram. Brawa również za pierwszy rozdział. Wpakowałaś bohaterów prosto w jakąś akcję, odrzucając na boczny tor smętne rozważania, co bardzo mi się spodobało. No i jeszcze Draco… Niby we wszystkich opowiadaniach od lat ma w sobie te cechy podstawowe, jakie porządny Malfoy mieć powinien, a z drugiej strony ten Twój zauroczył mnie jakoś tak bardziej. Ma w sobie coś nieuchwytnego, tajemniczego. Może to przez fakt, że potrafiłaś to zgrabnie uchwycić i opisać? Niemniej jednak, czekam na III.
Pomimo iż nie jestem zapaloną fanką HP(nie czytałam książek, oglądałam jedynie ekranizacje), to muszę przyznać, że bardzo spodobał mi się twój styl pisania, a samo opowiadanie mocno zaciekawiło. Dialogi są krótkie, ale konkretne. Natomiast przemyślenia bohaterów świetnie ukazują, co się w danym momencie z nimi dzieje. Również emocje pomiędzy postaciami są łatwo uchwytne. Na jakieś drobne błędy interpunkcyjne nie zwracam specjalnie uwagi, ponieważ sama zawsze mam z nimi problem. Ogółem – klimat opowiadania świetny, dlatego z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LBA. Po więcej informacji zapraszam na:
ciemna-strona-dobra.blogspot.com/2015/11/liebster-blog-award-ii.html
Pozdrawiam
Addie Della Robbia
Trafiłam tu z przypadku chodząc po blogach i nie żałuje. Jest bardzo oryginalnie. Nie jestem jakaś mega fanką dramione, ale ta historia mnie wciągnęła. Szkoda, że są tylko dwa odcinki. Twoja Hermiona jest taka inna, może przez to, że nie jest z Ronem i próbuje zmienić swoje życie. Sam Draco jest taki jak ma być- jest sobą. Uwielbiam go :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na ciąg dalszy.
Xo
Zaintrygowała mnie ta historia i ciekawa jestem co wydarzy się dalej :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój styl pisania, rozwinięte przemyślenia bohaterów i zredukowane dialogi, co jednak nie wpływa negatywnie ale pozytywnie na odbiór. Także z całą pewnością będę wracać i czytać kolejne rozdziały :)
W zakładce Recommends zostawiam opisy i adresy do moich dwóch opowiadań :)
Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział! :)
Pozdrawiam :)
Przed chwilą pisałam o akapitach, a tu już są! Ale chyba metodą spacji, bo miejscami są nierówne. Dalej polecam poszukać w internecie kodu i wpisywać w HTML, gdyż jest dużo szybciej i estetyczniej :)
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, ale odniosłam wrażenie, że pędzisz z akcją. Dajmy na to opis walki był bardzo, bardzo krótki, a pomimo, że trwał ułamek sekundy, można by go trochę rozwinąć :) Jest dobrze, ciekawie :)
Wciąż bardzo mi się podoba, chociaż akacja płynie bardzo szybki o niewiele wiadomo o emocjach bohaterów. Podczas przesłuchania z użyciem veritaserum czekałam na jakiś opis widowni, na emocje Granger czy Pottera. Ale moja wyobraźnia działa, więc mogłam to sobie dopowiedzieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Edge